Epidemia samotności
- Karol Kiszka

- 17 paź
- 3 minut(y) czytania

Katowice pachną kawą, smogiem i samotnością w wersji premium. Spotkanie z Sebastianem tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że dziś singiel to nie stan cywilny – to stan ducha.
Katowice o poranku mają w sobie coś hipnotycznego.Jeszcze zanim miasto na dobre się obudzi, słychać charakterystyczny zgrzyt tramwajów na torach i ciche westchnienie miasta, które właśnie zaczyna kolejny dzień. Z okna widzę, jak powoli budzi się ulica — kioskarz otwiera żaluzję, pani z psem poprawia szalik, a młody chłopak w słuchawkach przemyka obok, pewnie już spóźniony.W powietrzu czuć zapach kawy, benzyny i smogu, czyli klasyczny katowicki bukiet aromatów.
Włączam ekspres który już powoli odmawia posłuszeństw i obserwuję, jak pierwsze promienie słońca odbijają się w szybach pobliskich biurowców.
Lubię ten moment — zanim zacznie się pośpiech, zanim świat zażąda ode mnie reakcji, odpowiedzi, dopasowania.
Katowice o poranku są szczere. Bez filtra, bez lukru, z całą swoją industrialną surowością.I może właśnie dlatego są idealnym tłem do refleksji o relacjach.O miłości.A tym razem — o jej braku.
Bo w epoce randek online, przesuwania palcem po ekranie i testów dopasowania, pytam: czy bycie singlem to jeszcze wybór, czy już społeczny wyrok? Bycie singlem w XXI wieku to trochę jak posiadanie egzotycznego zwierzaka – niby każdy chciałby spróbować, ale nie wszyscy wiedzą, jak się tym zajmować.
Z jednej strony masz tych, którzy z dumą noszą etykietę #selflove, z drugiej – ciocie na rodzinnych obiadach, które pytają: „ A ty, kochanie, to jeszcze sama?”
Jeszcze!.Jakby samotność miała termin przydatności.
Psycholożka Brené Brown napisała kiedyś, że „odwaga zaczyna się wtedy, gdy pojawia się wstyd, a my mimo to wybieramy autentyczność.” I może właśnie o to chodzi w byciu singlem? – o odwagę, by nie udawać, że czekasz na kogoś, kto ma cię dopełnić. Bo już jesteś.
Wpadł do mnie na kawę Sebastian – znajomy jeszcze z czasów studiów.
Ten typ człowieka, który zawsze pachniał drogimi perfumami i mówił tak, jakby każde jego zdanie nadawało się do cytatu. Od kilku lat mieszka w Londynie. „Szybki urlop, stary. Potrzebowałem powietrza, które nie smakuje jak biurowa klimatyzacja” – rzucił, siadając naprzeciwko mnie.
– I jak tam twoje angielskie życie? – zapytałem, dolewając mu kawy.
– Wiesz, mam pracę, znajomych, siłownię, konto na Hinge’u i wciąż ten sam problem. – Westchnął. – Niby wszystko mam, a i tak wieczorami czuję się, jakbym wracał do pustego ekranu.
– Czyli klasyczny singiel w metropolii – uśmiechnąłem się.
– Singiel? Raczej statystyczna samotność w wersji premium – odpowiedział. – W Londynie ludzie umawiają się szybciej niż pociągi odjeżdżają z King’s Cross. Ale nikt nie zostaje na dłużej. Społeczeństwo długo próbowało wmówić nam, że samotność to porażka.Że musisz mieć drugą połówkę, bo bez niej jesteś tylko połową człowieka.
Tylko dlaczego nikt nie wspomniał, że niektórzy połówki zwyczajnie trawią źle?
Filozof Erich Fromm pisał, że „miłość nie polega na posiadaniu, ale na byciu.” Tymczasem my często szukamy miłości, by zapełnić pustkę, zamiast nauczyć się w niej żyć.
Bo może nie chodzi o to, by mieć kogoś, tylko by umieć być samemu – bez paniki, bez dramatu, bez desperacji.
Psychologowie coraz częściej mówią o zjawisku „single positivity” – świadomym wyborze życia w pojedynkę, nie jako ucieczki od miłości, ale formy samoakceptacji.Jak powiedziała Esther Perel, „samotność nie zawsze jest brakiem – czasem jest przestrzenią, w której uczymy się bliskości.”
A przecież bliskość nie zawsze wymaga drugiej osoby.Czasem wystarczy spokój. Cisza.Lub ten poranek, gdy parzysz kawę tylko dla siebie – i nie czujesz, że coś jest nie tak.
Ostatnio napisałem, że w epoce aplikacji miłość stała się jak powiadomienie – szybka, migająca i często znikająca. Dziś myślę, że bycie singlem-świadomym to wyciszenie tego powiadomienia.To moment, w którym przestajesz szukać „kliknięcia” i zaczynasz słuchać siebie.
Bo samotność nie musi być pusta. Czasem to przestrzeń, w której dojrzewa spokój.
Jak śpiewał Dawid Podsiadło:„Nie ma fal, nie ma fal, nie ma fal… ale może właśnie o to chodzi.”
Wieczorem wracałem przez Mariacką. Wokół śmiechy, rozmowy, zapach jedzenia i dźwięk tramwaju, który znów mija się z „szesnastką”.Patrzę na ludzi, którzy idą parami, i na tych, którzy idą sami. I myślę, że każdy z nas ma swój rytm – jedni w duecie, inni w solo.
Bo bycie singlem nie jest wyrokiem.To może być wybór. Świadomy, dojrzały, a czasem po prostu – konieczny etap.
Jak powiedział Rollo May, „miłość nie zaczyna się od spotkania drugiego człowieka, ale od spotkania samego siebie.”
Paulo Coelho napisał:
„Wojownik światła wie, że żaden człowiek nie jest samotną wyspą. Wie, że nie może walczyć sam.”
Patrzę więc na to wszystko i myślę – może ta nasza nowoczesna samotność nie jest epidemią,tylko nową formą ewolucji.Może to nie ucieczka, tylko przerwa – czas na naukę siebie,zanim znów pozwolimy komuś wejść do naszego świata bez pytania.A ja?Ja już wiem, że samotność nie jest brakiem miłości. Czasem jest jej początkiem.
I zanim świat znów zacznie mówić zbyt głośno,pozwalam sobie na szept, który brzmi jak modlitwa:
Niech ta samotność nauczy nas kochać, zanim znów się zakochamy.





Komentarze