top of page
Zdjęcie autoraKarol Kiszka

Emocjonalne labirynty




Ostatni tydzień był dla mnie intensywnym maratonem emocji, a moje życie towarzyskie zyskało nowe oblicze. W ciągu tych siedmiu dni, w moim otoczeniu wydarzyło się wiele, co zmusiło mnie do przemyślenia nie tylko moich relacji, ale także własnych uczuć. Czasami byłem traktowany jak terapeuta, swoista przystań dla znajomych, którzy szukali wsparcia i zrozumienia. Innego dnia z kolei stawałem się chusteczką do wycierania łez, chłonąc historie rozczarowań, miłości, a także porażek, które moim bliskim spadły na barki jak ciężki, niechciany bagaż.

Zrozumiałem, że w wirze tych emocji, czasami brakuje mi chwili dla siebie, przyjemności oderwania się od tego, co przytłaczające. Na chwilę musiałem zrobić krok w boczną alejkę tego festiwalu martwienia się, by oddać się relaksowi i radości. Dziś postanowiłem zaprosić do spędzenia czasu kogoś, kto wydawał się kompletnie odmienny od moich zmartwień - Krzyśka. Znamy się już od jakiegoś czasu, ale w ostatnio nasze drogi trochę się rozeszły. On z natury można by powiedzieć gorąca krew, zawsze wprowadzał do moich dni powiew świeżości i radości. Cechuje go niezwykła umiejętność dostrzegania potrzeb drugiej osoby w danej chwili. To właśnie drobne momenty, pełne śmiechu i beztroski, mogą stać się dla mnie swoistą odskocznią od zgiełku obcych uczuć, którymi byłem otoczony.

-Karol żyje w emocjonalnym trójkącie.

Te kilka słów zwaliło mnie z nóg czułem ze przed nami dość poważna rozmowa.


Wiele razy zadawałem sobie pytanie, co właściwie kryje się za jednym z najbardziej zagadkowych i jednocześnie powszechnych zjawisk w relacjach międzyludzkich – emocjonalnym trójkątem. Gdy opowieść mojego kolegi Krzyśka o jego skomplikowanej sytuacji zaczęła się rozwijać, czułem, jak ogromne rozdźwięki emocjonalne ewoluują w mojej głowie.

Oto on – człowiek podzielony między to, co było, a to, co nowe, nieplanowane, a jednocześnie niezwykle intensywne.

Krzysiek opowiadał o swojej starej relacji, która nie zakończyła się w sposób jednoznaczny. Gdzieś w głębi duszy może  wciąż tkwiły niezagojone rany, a mgliste wspomnienia potrafiły przywołać uśmiech, albo i ból. Czasami wydawało się, że jego serce wciąż należy do tamtej osoby, mimo że życie pchnęło go w nowe ramiona. W erze, gdy emocje często są skomplikowane, a zakończenia nie zawsze są wyraźne, to naturalne, że człowiek nie potrafi zerwać ze swoimi uczuciami.

Nowa relacja, która pojawiła się w jego życiu, była powiewem świeżości. Została zainicjowana w sposób niespodziewany, a jej intensywność bardzo szybko wzrosła. To uczucie, które w pierwszej chwili wydawało się być radosnym zbiegiem okoliczności, przekształciło się w coś głębszego. Krzysiek stał przed trudnym wyborem: czy podążać za nowym uczuciem, które przychodzi z tak wielką siłą, czy pozostać wiernym wspomnieniom, które wciąż miały moc przyciągania?


Zadawałem sobie pytanie, jak powinno wyglądać to, co nazywamy miłością i lojalnością. Czy można słusznie tęsknić za tym, co minione, jednocześnie otwierając się na nowe możliwości? Czy powinno się postawić na szczęście w nowym związku, biorąc pod uwagę emocjonalny bagaż z przeszłości? Tak wiele znaków zapytania.

Może emocje są jak niekończący się łańcuch zależności, w którym każde ogniwo to wspomnienie, historia, silne uczucie?

W końcu, niezależnie od tego, jak bardzo złożona jest ta sytuacja, jedno wydaje się pewne. Każdy z nas ma prawo do emocji i pragnień, które mogą być ze sobą sprzeczne. Ważne jest, aby umieć ze sobą rozmawiać, zrozumieć własne potrzeby oraz być szczerym wobec siebie i innych. To jedyny sposób, aby z niezrozumiałego emocjonalnego trójkąta wyjść na prostą, a w sercu nosić choćby cząstkę odwagi do podjęcia decyzji. Wszystko to prowadzi do pytania, czy życie w emocjonalnym trójkącie może przynieść prawdziwe szczęście. Dla niektórych może to być ekscytująca podróż w poszukiwaniu miłości, która eksploruje granice tradycyjnych relacji. Dla innych – pułapka, w której gubią się siebie i swoje prawdziwe pragnienia. Kluczowym przesłaniem jest pytanie o to, co jest najważniejsze: intensywność uczuć czy stabilność i bezpieczeństwo?

 


I teraz, kiedy kończę pisanie, kubek parzonej niedawno herbaty już wystygł, a za oknem miasto otulone jest nocną ciszą, myśli snują się po zakamarkach mojej głowy jak wspomnienia sprzed lat. Z perspektywy czasu wiele osób kończy tę podróż z bólem i nauką, odkrywając, że najtrudniejsze relacje rzadko przynoszą to, czego się spodziewaliśmy. Przypominam sobie, jak często marzyliśmy o idealnych związkach, pełnych pasji, zrozumienia i szczęścia, ale życie, z nieubłaganą szczerością, stawia nam przed oczami brutalną prawdę.

Emocjonalny trójkąt, na pierwszy rzut oka tak kuszący i ekscytujący, w rzeczywistości może stać się pułapką, w której gubimy siebie. Wydaje się, że im więcej osób w relacji, tym więcej miłości, jednak rzeczywistość często weryfikuje nasze marzenia. To nieobliczalne dynamiki, różnorodne emocje i nieustanny chaos potrafią wypalić dukaty nadziei, pozostawiając nas z poczuciem zagubienia i osamotnienia.

Z czasem uczymy się, że prawdziwe szczęście rzadko tkwi w liczbie osób, ale w jakości relacji, które budujemy. To nie przeróżne liczby serc w naszym życiu nadają mu wartość, ale głębokość zrozumienia, wsparcia i miłości, które potrafimy ofiarować tylko niewielu wybranym. Czasami wystarczy jedna osoba, z którą możemy dzielić swoje myśli, marzenia oraz lęki, by poczuć się spełnionym i szczęśliwym. Teraz, w tej nocnej ciszy, otulony ciepłym kocem refleksji, rozumiem, że to, co najważniejsze, skrywa się w serdecznych rozmowach, momentach bliskości i tej niezwykłej umiejętności słuchania się nawzajem. To w tych małych rzeczach odnajdujemy prawdziwy sens i znaczenie bliskości, która trwa mimo wszelkich trudności, jakie stawia przed nami życie.

 

 

76 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Monogamiści

Comments


Post: Blog2_Post
bottom of page