Początek roku – nastał czas refleksji. Środowy wieczór, lampka wina i głowa pełna myśli, będących bagażem minionego miesiąca.
Mamy na myśli scenę polityczno-społeczną, nadal tkwimy w pandemii, której pokłosiem jest karuzela gospodarcza i polaryzacja społeczeństwa, o tym już huczy cały Internet i wszystkie stacje radiowe, telewizyjne, dlatego damy tej całej otoczce ‘nowej codzienności” spokój. Niemniej jednak ta cała wrzawa przełożyła się na pewną zmianę w moim życiu, otóż po ponad 3 miesiącach związku wraz z Panem Przystojnym postanowiliśmy zamieszkać razem. Na pozór nic nadzwyczajnego, chyba, że ten krok przerywa ponad pięcioletni tryb życia w pojedynkę, na własnych zasadach, bez kompromisów i nauki cudzych przyzwyczajeń.
Zaburzenie równowagi Po podjęciu wspólnej decyzji o przeprowadzce, musieliśmy spakować Pana Przystojnego, zapakować i wywieźć dziesięć lat życia w trzy dni. Sama akcja pakowania miała kilka wad, choć sama, kategoryzacja na rzeczy potrzebne i na te, które swoje miejsce zdecydowanie zbyt długo zagrzewały w domu. Z wiadomych powodów gromadzimy, wiele sentymentalnych „przydasiów”, praktycznych rzeczy, które jeszcze złudnie mamy nadzieje użyć, oraz takie, które są dla nas niezawodnym wehikułem czasu i pozwalają nam poczuć się jeszcze tak jak czuliśmy mając naście lat. Rzecz po rzeczy wyciągana z głośnym wdechem, po którym następowała kolejna złożona historia.
Pan Przystojny musiał przebrnąć przez te dziesięć lat wspomnień w trzy dni. Czy oczyszczając swoje mieszkanie, rozliczał się w jakiś sposób z przeszłością, przywitał i pożegnał stare lata, ludzi, wydarzenia, które w tym momencie odebrały status „przeszłość”. Myślę, że Pana Przystojnego czeka ciekawy „nowy początek”, bo teraz jego mieszkanie przemieni się z krypty wspomnień w całkiem nowe, klimatyczne miejsce, które będzie można wypełnić, świeżym powiewem, bez piętna minionych lat. Od ponad 5 lat nie mogłem narzekać na chaos w życiu, przez ten czas dorobiłem się poukładanego życia we własnych czterech kątach, żyłem w pełnej harmonii. Właśnie w tym poukładanym świecie znalazło się 25 kartonów, kilka kwiatów, dodatkowa poduszka w łóżku, stolik nocny, który wcześniej nie był używany, teraz został zapełniony, w szafie zawisło więcej ubrań. Moja niczym nienaruszona harmonia zamieniła się w chaos. Ciągle coś gdzieś leżało, bo nie znalazło jeszcze swojego miejsca. Z perspektywy czasu widzę, że to dla mnie tzw. „pedanta”, który lubi mieć wszystko poukładane, było to nie lada wyzwanie. Choć tak wiele miałem do zarzucenia swoim przyzwyczajeniom, które musiały pozostać gdzieś za drzwiami wejściowymi, to niwelował to zapach kawy o poranku, po tym gdy Pan Przystojny niepostrzeżenie wykradał się z łóżka, by mnie nie obudzić zbyt wcześnie. Po powrocie z pracy niegdyś witał mnie kot, dziś robi to również ON i jego zniewalający uśmiech. Wieczory, które tak ochoczo spędzałem na czytaniu książek, zamieniłem na nasz ulubiony serial. Gdzieś w tym natłoku życia codziennego, budujemy swoje przyzwyczajenia, tworzymy wspólne nawyki, tradycje i nagle zniknęła cisza, do której byłem tak przyzwyczajony. Myśląc nad minionym miesiącem wspólnego mieszkania, dostrzegam poza sztuką kompromisu kolejną ważną umiejętność - POŚWIĘCENIE Poświęcenie w miłości. Kiedy związek stawia swoje pierwsze kroki, nie myślimy o ofiarach, jakie pochłonie czas spędzony w tej relacji. Na początku wszystko wydaję się tak kolorowe i słodkie, że wręcz nieprawdopodobnie obrzydliwe. To uczucie, w którym te motyle, które tak ochoczo trzepotały skrzydełkami będąc w naszym brzuchu, właśnie zdychają, a my dostajemy niestrawności i wiemy, że zauroczenie właśnie bezpowrotnie przeminęło. O nowym związku myślę, jak o otwarciu całkowicie nowego rozdziału w naszym życiu. Pewnie wielu ludzi twierdzi, że związek to jedynie dodatek do codzienności, który kompletnie nie wpłynie na to jak dotychczas funkcjonowaliśmy, nie zaburzy to rytmu życia jakie wiedliśmy. Czy jednak jest możliwe, by wchodząc w relację nasze życie się nie zmieniło? Poznajemy w końcu nową osobę, nowy świat, doświadczamy nowych uczuć. Czy w takim razie musimy coś poświęcić, aby znaleźć się w związku? Czy racje mają osoby, dla których związek nie zmienia tak wiele?
Jeśli do szczęścia potrzebujemy czterech czynników, a posiadamy tylko trzy, to dlaczego odbieram sobie szczęście przez brak tego jednego ?
Moje czy jego dobro, kto na pierwszym miejscu? Rozmyślając na temat miłości oraz poświęcenia pierwszym przykładem jest miłość matczyna. Matka jest w stanie poświęcić dla swojego dziecka nawet własne życie, jest to uczucie kompletnie bezwarunkowe.
Często mówi się też o tym w kontekście Ojca, on jako nasza motywacja do ciężkiej pracy i poświęcenia dla dobra rodziny, jej bytu. Często słyszymy o związkach, które bez poświęcenia nie przetrwałyby, bowiem ktoś dla kogoś zawsze coś poświęca. Zmiana miejsca zamieszkania, rezygnacja z dobrego stanowiska, często poświęcenie znajomości, czy też rodziny, która się nie zgadza się z naszymi wyborami, każdy z nas może wymienić wiele przykładów. Czy warto jednak aż tak poświęcać się w imię miłości? Czy dbanie o partnera jest czymś oczywistym i przewidywalnym? Każdy związek jest inny, każdy człowiek jest inny, więc forma poświęcenia będzie zawsze miała inny wymiar. Podstawową zasadą jest, by nie patrzeć na poświęcenie jak na obowiązek albo przepis na udaną relację, bo to nigdy nie działa. Idealna równowaga jest wtedy, kiedy partnerzy poświęcają się w równym stopniu dla siebie. Na poświęcenie nie możemy patrzeć obiektywnie, a subiektywnie, to niczym obdarowywanie się prezentami. On kupił mi książkę, o której marzyłem, a ja drogie buty, które zawsze chciał mieć. Nie chodzi wiec o cenę tych rzeczy, ale o samo odczucie, że były one dla nas równie ważne. To właśnie subiektywna wartość jest kluczowa. Myślę że jeżeli w związku panuje równowaga, to nikt nie czuje się poszkodowany. Sam mam zasadę, która mówi, że dobro Partnera traktuje jak własne dobro. To właśnie ciągła praca nad wspólnym dobrem powoduje równowagę. To czas kiedy własne Ja zamieniamy na wspólne My. Czy związek nas zmienia?
Często słyszę i widzę jak ludzie się zmieniają pod wpływem partnera, nie zawsze jest to zła zmiana. Czasem widać sporą poprawę, czasem wręcz przeciwnie, ale jedno ich łączy na pewno – większość zupełnie nie widzi żadnej przemiany, myślą bowiem, że nic nie uległo zmianie, w dalszym ciągu są tymi samymi ludźmi. Dla jednych jest to kompletnie wywrócenie życia do góry nogami, dla innych jedynie wypełnienie wolnych chwil podczas codziennej monotonii. Moim jednak zdaniem stworzenie dobrego związku, niesie za sobą pasmo zmian dla każdej ze stron. Jeśli związek ma nic nie zmieniać w naszym życiu, to jaki jest sens wchodzenia w zawierania go? Najważniejsze, by pamiętać żeby spotkać się w połowie swoich oczekiwań. Związek to też wyrozumiałość, nie możemy oczekiwać zmian bez patrzenia czy druga osoba na nie jest gotowa. Wiem, że każdy z nas ma w swojej głowie wiele mitów i błędnych przekonań na temat miłości. Dlatego tak często podkreślam, że szczęśliwe związki są tworzone świadomie. Dlatego zastanów się teraz, co sama jesteś w stanie poświęcić dla szczęścia w Twoim związku? Zastanów się również, co jest w stanie poświęcić Twój partner na rzecz Waszego związku? Czy czujesz się z tym dobrze? Czy Twoim zdaniem wasz związek to równy układ, w którym staracie się o wspólne dobro? A może czegoś Ci w Waszej relacji brakuje?
Nie możesz oczekiwać zmian na lepsze, jeśli sam nie będziesz otwarty na złożenie ofiary z siebie, z własnych utartych racji, z nałogów, przyzwyczajeń, własnego ładu i wyobrażeń.
Commenti