Prolog
- Karol Kiszka
- 28 kwi
- 2 minut(y) czytania
Często zastanawiałem się nad tym, na ile sposobów można umrzeć. Wydaje się to niemal niemożliwe do wyobrażenia, gdyż każdego dnia na świecie kończy się życie milionów ludzi – ich własne, niepowtarzalne historie, które nagle zostają przerwane w nieoczekiwany sposób. A ja? Jakie to było dla mnie doświadczenie? Umierałem tylko dwa razy. Cytując klasyka, kto nie umarł z miłości, nie potrafi tak naprawdę żyć. To pierwsze moje „zniknięcie” było jak wyzwolenie od bólu, od tęsknoty, od chaosu, który mnie otaczał. Zostałem jednak odrzucony przez życie jeszcze raz – tym razem z rąk ludzi, którzy postanowili odebrać mi wszystko, co miałem. Zginąłem na nowo, a za każdym razem, gdy czułem, że nie jestem w stanie wytrzymać tego ciężaru, prosiłem Boga o chwilę spokoju – od bólu, od cierpienia, od niekończącej się walki z własnym losem. Marzyłem o tym, by już nie czuć, by już nie doświadczać.
Jednak po każdej najciemniejszej nocy nadchodzi świt. I tak jest nadal. Teraz, gdy wkraczam w trzecią dekadę życia, z perspektywy czasu widzę, jak wiele z tego, co mnie kiedyś niszczyło, ukształtowało mnie na nowo. Zgliszcza tamtych lat – młodego dzieciaka, którego świat złamał, a któremu odebrano dzieciństwo – są jak fundamenty, na których buduję swoje dzisiejsze „ja”. To właśnie tam, w tych ruinach, narodziła się we mnie siła i determinacja, by iść dalej. Wspominam też tego nastoletniego wariata, który musiał nauczyć się dorosłości w wieku osiemnastu lat, bo innej drogi nie było. To był czas, gdy musiałem odnaleźć siebie pośród chaosu, w zamian za utracony dziecięcy świat i beztroskę.
Teraz, patrząc wstecz, widzę, jak wiele mnie to nauczyło. Jak wiele musiałem przejść, by stać się tym, kim jestem dzisiaj. I choć ścieżka była wyboista, to każda z tych prób, każde przeżycie, doprowadziły mnie do tego miejsca – silniejszego, bardziej świadomego, gotowego na kolejne wyzwania. To jest moja historia. Historia o odrodzeniu z popiołów, o wierze w lepsze jutro i o tym, że nawet po najgłębszej ciemności zawsze przychodzi świt.
Comments