top of page

Just follow the map to my heart…


ree

Tego roku jesień wdarła się do miasta znacznie wcześniej niż zwykle. Nie była to uprzejma, naturalna wymiana warty między porami roku – raczej przypominała brutalne starcie lata z jesienią, jakby obie pory na siłę próbowały zdominować ostatnie chwile września.

Jesień, to właśnie o niej myślę najczęściej. Bo Jesień  – mimo wszystko – jest moją ulubioną porą roku. Tyle w niej barw, tyle kolorów, które wylewają się na ulice i zakamarki miasta. Szary asfalt bywa wtedy przykryty miękką pierzyną z opadających liści, a soczysta czerwień i złoto rozlewają się niemal pod każdym krokiem. Dla wielu jesienny deszcze to coś przygnębiającego, ale ja widzę w nich coś oczyszczającego – jakby świat zmywał z siebie kurz poprzednich miesięcy.

Jednak ta jesień była inna. Inna nie tylko dlatego, że centrum miasta – z jego betonowymi ścianami i asfaltowymi alejkami – ledwo przypomina miejsce, w którym natura ma cokolwiek do powiedzenia. Roślinność ogranicza się tu do kilku balkonowych imitacji parku i doniczek na parapetach. Ale inna była też dlatego, że we mnie coś się zmieniło.

Wiosna z Dexterem. Czas, w którym uczymy się siebie nawzajem, w którym naturalnie się docieramy – choć nie zawsze jest to proces łatwy czy romantyczny. Coraz częściej czuję stabilizację, coś na kształt normalności. Ale jednocześnie – i to chyba właśnie najbardziej przypomina mi Jesień – pojawia się duża doza niepewności. Jakby uczucia i relacja zmieniały się tak samo nieprzewidywalnie jak pogoda.

Ostatnie ciepłe dni postanowiłem spędzić na odkrywaniu okolicy. Niby miasto znam od lat, ale codzienne życie w nim pokazuje nowe ścieżki, nowe spojrzenia, nowe kąty, które wcześniej umknęły.

Jesienią wróciłem też na terapię. Bo związek to nie bajka – nie ta z filmów, w której wszystko zawsze kończy się dobrze. wróciłem bo mi naprawdę zależy.  Czasem czuję, że nie radzę sobie w wielu sytuacjach, i coraz częściej mam odwagę, by to przyznać. Może to właśnie jest jakiś początek? Może dojrzewanie do tego, by przyznać się do swoich niepewności, to też forma zmian ?Zaskakuje mnie, jak bardzo codzienność potrafi być wyzwaniem. Nie chodzi nawet o wielkie dramaty, tylko o te najmniejsze, najcichsze momenty — kiedy jedno spojrzenie Dextera wywołuje lawinę myśli, kiedy zwykła rozmowa przy śniadaniu zamienia się w wewnętrzną analizę: „czy dobrze to powiedziałem?”, „czy on to zrozumiał tak, jak chciałem?”, „czy nie zniknie, kiedy znowu powiem za dużo?”...

Miłość, tak wiele o niej pisałem tak wielu ludzi wysłuchałem. Miłość, przynajmniej ta dojrzała, nie jest nieustannym uniesieniem. Jest kompromisem. Jest próbą zrozumienia drugiego człowieka, nawet wtedy — a może zwłaszcza wtedy — gdy samemu jest się w rozsypce.

Na terapii uczę się mówić. Nie tylko mówić „kocham” czy „potrzebuję cię”, ale też: „dzisiaj nie wiem, co czuję”, „mam wątpliwości” albo „boję się, że znowu coś zepsuję”. Uczę się, że szczerość nie jest zagrożeniem. Że nie muszę udawać wersji siebie z najlepszych dni, żeby zasługiwać na bliskość.

Związek z Dexterem to nieustanne spotykanie się na granicy dwóch światów. Jego – bardziej poukładanego, konkretnego, często logicznego. I mojego – emocjonalnego, pełnego chaosu, pytań bez odpowiedzi. Czasem się rozmijamy. Czasem znajdujemy wspólny język. Najczęściej jesteśmy gdzieś pomiędzy – próbując się dogadać bez tłumaczenia wszystkiego do końca. Ja Panna on Strzelec ciężka relacja. 

Ale chyba właśnie o to chodzi w docieraniu się – nie o pełne zrozumienie, ale o gotowość, by próbować dalej. Nawet jeśli czasem jedno z nas musi poczekać na drugiego, który jeszcze nie jest gotowy przejść dalej. I ciągle poczucie że to Dexter czeka na mnie. 

Czasem zastanawiam się, czy naprawdę się rozumiemy. Nie w sensie języka czy słów – te wypowiadamy bez problemu – ale w tym głębszym sensie: emocji, intencji, potrzeb ukrytych między zdaniami. Komunikacja z Dexterem bywa trudna. Mam wrażenie, że rozmawiamy w dwóch różnych językach – i choć każde z nas stara się mówić wyraźnie, coś wciąż umyka.

Często nie wiem, co on myśli. Nie potrafię odczytać jego emocji z tonu głosu, z miny, z pauz między słowami. Zdarza się, że mówi coś prostego, a ja zaczynam w głowie układać dziesiątki możliwych interpretacji – i żadna z nich nie daje mi spokoju. Pytam siebie: czy był zdenerwowany? Czy to, że się nie odezwał przez chwilę, znaczy coś więcej? Czy właśnie się oddala, a ja nawet nie wiem dlaczego?

To poczucie niepewności zżera mnie od środka. Zamiast bliskości – pojawia się domysły. Zamiast spokoju – niepokój. Zamiast radości – lęk, że znowu zrobiłem coś nie tak.

ree

Czuję się przy nim często jak ktoś mniej – mniej dojrzały, mniej ogarnięty, mniej wart tego, żeby przy nim być. Mam momenty, w których wmawiam sobie, że on jest ze mną z litości. Że jest zbyt dobry, by odejść, więc trwa – ale nie dlatego, że chce, tylko dlatego, że powinien.

I wiem, że to może nie mieć nic wspólnego z prawdą. Wiem, że te myśli to echo moich starych historii, dawnych braków i ran.. Ale w tamtych chwilach – kiedy on milczy, a ja się boję – trudno odróżnić przeszłość od teraźniejszości.

Mam w sobie potrzebę bycia wyraźnie chcianym, a nie tylko akceptowanym. Chcę usłyszeć, że jestem wystarczający nie tylko wtedy, gdy jest dobrze, ale też gdy zawodzę. Chcę umieć ufać, że obecność Dextera przy mnie to wybór – nie obowiązek, nie przyzwyczajenie, nie współczucie.

Tylko że trudno jest wierzyć w czyjeś uczucia, kiedy tak często wątpisz w samego siebie. 

A jednak – mimo tej całej niepewności, tych wszystkich momentów zawahania i niedopowiedzeń – we mnie wciąż jest nadzieja. Może właśnie dlatego, że zaczynam rozumieć, jak bardzo mi na nim zależy.

Zrozumiałem, że naprawdę go kocham. Nie tą miłością z filmów, pełną wzniosłych słów i górnolotnych gestów. Tylko tą cichą, codzienną, w której jest miejsce na niedoskonałość. Taką, która boli wtedy, gdy coś się nie udaje, ale która nie odpuszcza, tylko szuka sposobu, by zostać.

Boję się, że coś powiem nie tak. Że kolejna nieudana rozmowa oddali nas jeszcze bardziej. Że z tej mojej niepewności on wyczyta brak uczucia, choć to właśnie z miłości milczę.

Czasem lęk przed stratą staje się tak silny, że paraliżuje nawet chęć bycia blisko. Zaczynam wtedy mówić mniej, wycofywać się w siebie, analizować każdy szczegół – zamiast po prostu zapytać, powiedzieć, podzielić się tym, co naprawdę czuję.

Ale próbuję. Uczę się tego języka, którym moglibyśmy się porozumieć. Szukam słów, które nie ranią. Uczę się słuchać nie tylko tego, co Dexter mówi, ale też tego, czego nie mówi. Staram się być obecny – nie tylko fizycznie, ale emocjonalnie, w pełni.

Nadzieja, że jeśli obaj będziemy chcieli, to gdzieś po drodze się spotkamy. Nawet jeśli każde z nas będzie iść innym tempem. Bo może miłość to właśnie umiejętność czekania na siebie nawzajem – z cierpliwością, z otwartością i z nadzieją, że mimo różnic, wciąż chcemy iść razem.

Może to wszystko ma w sobie coś z jesieni. Tej, która przychodzi wcześniej, niż się spodziewaliśmy. Tej, która nie pyta o zgodę, tylko wchodzi z deszczem, z chłodem, z wiatrem zrywającym liście. Ale przecież nawet w tym niepokoju jest coś pięknego – ciepły sweter, herbata, dłoń drugiego człowieka, która nie puszcza, mimo że wszystko inne wydaje się przemijać.

Psycholożka Esther Perel powiedziała kiedyś, że "bliskość nie oznacza, że wszystko wiem o drugim człowieku – ale że jestem gotów słuchać, nawet jeśli nie rozumiem."

Może właśnie o to chodzi. Może nie musimy wszystkiego rozgryźć, wyjaśnić, przewidzieć. Może nie chodzi o pewność, ale o obecność. O gotowość, by zostać, nawet kiedy się boimy.


Jesień nie pyta, czy jesteśmy gotowi – po prostu przychodzi. Tak samo jak trudne rozmowy, ciche wieczory, nieodebrane spojrzenia. Ale może właśnie w tych chwilach dojrzewamy do miłości.

Nie tej bez skazy, ale tej, która przetrwa.

I może, jeśli czytasz to teraz i myślisz: „ja też tak mam” – to znaczy, że wcale nie jesteś sam. Może wszyscy w jakimś stopniu uczymy się języka, którego wcześniej nie znaliśmy. I może właśnie w tym języku – który dopiero tworzymy – jest nadzieja, że uda się usłyszeć drugiego człowieka naprawdę.



 
 
 

Komentarze


  • Instagram

©2020 by SzeptyMiasta

bottom of page